odnośnie tych bluzek z naturalnych materiałów – pamiętam z okresu dojrzewania, że nawet bawełniane bluzki, niezłej jakości, ale pofarbowane na czerwono albo granatowo zaczynały niemożliwie walić, kiedy tylko odrobinę się spociłam. pociłam się strasznie w pewnych okresach, ale w innych ciuchach nie zaczynałam śmierdzieć natychmiast. efekt obserwuję do dzisiaj z niektórymi czerwonymi rzeczami. dodam jeszcze, ze pot mniej widać w czarnych i białych rzeczach, niestety dyskomfort jest ten sam.
odnośnie tych wszystkich polecanych tu blokerów – one są strasznie żrące, jeśli się zdecydujesz, pilnujcie, aby skóra przy nakładaniu była idealnie czysta i sucha.
przed napisaniem dalszej części zastrzegę, iż teraz nie mam już wielkich problemów z potliwością, poza bardziej stresującymi tygodniami kilka razy w roku.
blokery działają u mnie zadowalająco używane nawet z dużo mniejszą częstotliwością niż zalecana na opakowaniu. jeśli jest napisane co dwa dni, traktuję to jako raz na dwa tygodnie i styka.
zastanawiam się jednak czy to dobry pomysł. antyperspiranty są ponoć szkodliwe (tylko nie łapię, jak można mnie straszyć aluminium z antyperspirantu, skoro piję herbatę z cytryną) – brakuje mi wiedzy, żeby to ocenić. obawiam się jednak, że córka może się tak przyzwyczaić do komfortu bez jednej kropelki potu, że nie będzie potrafiła ich odstawić.
jeszcze jedno – taki mocny antyperspirant nie powoduje, że pod pachami nie powstaje przykry zapach. człowiek się nie poci, więc pożywki dla bakterii dużo mniej, ale i tak po całym dniu, jakiś tam delikatny smrodek można wyczuć. sprawdzają się zwykłe alkoholowe dezodoranty: te do 12 zł na pół dnia, te powyżej na cały.
pokombinujcie czy córka nie mogłaby się gdzieś szybciutko umyć po tym wf-ie. założyć świeży stanik, użyć dezodorantu. potliwości to nie ograniczy, ale zapach może.