Też mi to przyszło do głowy, ale wyobrazam sobie raczej, że przy tego typu działalności zapach byłby bardziej „chemiczny”, nie wiem, ostry? kłujący? Żadne zioła, grzyby ani swojski bimber tez chyba nie dawałyby smrodu skórzano-rybnego, o jakim pisze Hela. No, chyba, że zapytani sąsiedzi się wyprą i zaczną zaprzeczać w zywe oczy – wtedy, albo sami przestana, bo się sploszą albo rzeczywiscie pozostanie interweniowac, bo coś, nomen omen, śmierdzi…