Współczuję i rozumiem.
wczoraj w tym samym nastroju spieprzyłam małżonkowi weekend.
Ryczałam cały dzień jak bóbr i myśli samobójcze też miałam.
Nie mam małych dzieci wymagających opieki tylko duże wymagające pieniędzy, z pracy mnie wylali więc na utrzymaniu męża a tu lato idzie.
Sypie z drzew i z krzaków darmowym żarełkiem i człowiek trochę dla oszczędności troch dla podniesienia własnej wartości chciałby to wszystko zamknąć w słoikach. A tu się nie da. No nie da się i już. A jeszcze działkę oplewić a w mieszkaniu posprzątać. Kręci się człowiek jak bąk i nie wie w co najpierw ręce wsadzić i przez to wszystko niewiele robi. Też myślę o malowaniu ale mieszkanie jest tak zagracone ze się po prostu nie da. Trzeba najpierw uporządkować, powyrzucać etc.
I tu potrzebny jest małżonek bo to jego rzeczy trzeba „wyprowadzić” a on jako jedyny żywiciel zasuwa od rana do nocy a ja się szarpię jak ta idiotka głównie chyba z myślami.
Myślę jednak że porządek trzeba najpierw zrobić w głowie inaczej nie ruszy.