Bardzo wesoła historyjka – wyszliśmy grillować z sąsiadami, ja zostałam, kochanie moje wróciło i poszło spać, nie wiem czemu do Myszy nie zajrzawszy. Wracam z h później i zamiast, jak zwykle, od razu zerknąć do Myszy usiadłam przy komputerze, coś tam sobie czytam, sprawdzam, miły półmrok, cisza i spokój.
Kiedy kilka sekund później poczułam na łydce mnóstwo pazurków byłam wdzięczna każdemu dowolnemu bogu za to, że po latach hodowli nauczyłam się nie reagować wrzaskiem na nagłe interakcje z małymi puszystymi. Mysz zwiała z Myszarium, odbyła wycieczkę ze zwiedzaniem, znudziło jej się więc wlazła mi na łydkę żeby zademonstrować chęc powrotu do domu. Siedziałam przez dłuższą chwilę blada i roztrzęsiona a wesolutka, żwawa jak szpaczek o wiośnie Mysz z dumą siedziała mi na dłoni i czesała sobie uszy.
Oczywiście spuchłam z dumy że dziki przecież gryzonek jest tak ufny i oswojony że po prostu bez stresu sobie po mnie łazi w środku nocy i po ciemku, ale com się w duszy nawrzeszczała po poczuciu tych drobnych pazurków, to moje.
Wcześniejsza Mysz też zwiała kiedyś ale zamiast się meczyć wspinaczką usiadła sobie pod szafką, na której stała klatka, i zaczęła popiskiwać z irytacją, że czemu ja nie widzę że ona wróciła i chce jeść a ja się grzebię i jej nie zanoszę.
Bardzo zabawnie jest hodować małe gryzonki futerkowe, polecam jeśli komuś brakuje w życiu niezwykłych emocji i niespodzianek, czasem z elementami grozy.