Myślę, że ja też byłam kiedyś taką bałaganiarą. Pamiętam, jak kiedyś przyszedł do mnie kolega po lekcje, a ja wstydziłam się wpuścić go do pokoju, bo łóżko po południu było jeszcze nie pościelone, a na pościeli leżały rozwleczone rajstopy. Gdy spojrzałam na swój pokój jego oczami, zawstydziłam się strasznie, ale…nie zmieniłam się Do zmiany doszło raczej droga ewolucji. No, ale nie o mnie tu temat. Radziłabym Ci najpierw zrobić przegląd wszystkiego w domu i powyrzucać, pooddawać, posprzedawać, pozamieniać rzeczy zbędne, za małe, nie lubiane i przeszkadzające. Mniej znaczy więcej.
po drugie trzeba mieć stałe miejsca na rzeczy, nie zostawiać ich tam, gdzie popadnie, bo potem nie można znaleźć. Wszystko musi mieć stałe miejsce, musi być wpakowane w pudełka, opisane, przynależnione terytorialnie. Poza tym każdy członek rodziny musi systematycznie dbać o porządek, a nie tylko akcyjnie coś posprzątać. Łatwiej się sprząta (i przyjemniej), gdy nie trzeba ciągle czegoś przesuwać – pod tym katem przejrzeć chatę. Wizualnie na lepiej ogarnięte wyglądają też wnętrza z meblami zamykanymi niż z otwartymi półkami, garderoba składająca się z szafy, a nie dzikiego stosu powieszonych na wieszaku rzeczy; tych ze spodu nikt nie nosi, bo nigdy nie uda się do nich dotrzeć. To samo z butami – szafka, nie jakieś odkładajki na chwilę, na kupie. No i dobrze jest np. co tydzień kogoś zapraszać do domu; wtedy jest konieczność posprzątania, a to dla leniuchów dobra motywacja To takie na szybko moje pierwsze myśli. Powodzenia.